piątek, 23 listopada 2012

Ona

Ona była cicha i spokojna. Jej pojawienie się w moim życiu sprawiło, że na pewne rzeczy zaczęłam patrzeć inaczej - wzrokiem kota wylegującego się na piecu - dzięki niej zrozumiałam, że wszystko można przyjąć ze spokojem. Że wcześniej czy później wszystko się ułoży, byle na spokojnie, bez zbędnych, złych emocji. Była oazą ciepła, orędowniczką spokoju i boginką domowego ogniska. Jednak jej mąż wolał wiedźmę. Początkowo z jej ust zaczął znikać uśmiech, następnie oczy pozbawiły się ciepła, a coraz częściej gościły w nich popękane naczynka....ostatnim etapem był zanik złotego krążka z palca....Minęło 5 lat a ona nadal nie wie dlaczego....przyjęła to bez krzyku, bez rozmazanych oczu, potłuczonych talerzy czy wyrzucanych z siebie wyzwisk - pękło jej tylko serce.

Już nie jest tą samą osobą, teraz przepełnia ją zgorzkniałość, złość i niechęć...krzycząc i dokuczając innym mści się na nim...

Kochane czasem nie warto tłumić w sobie emocji, ja jestem histeryczka, krzykaczka i awanturnica! ale to pozwala się oczyścić, nie zżera powolutku przez resztę życia....

Ściskam.

sobota, 17 listopada 2012

Jeden z tych nielicznych weekendów, który całkowicie mogę poświęcić swoim ukochanym J.
Dziewczynki chyba wyczuły, że mama pracowała wczoraj do późna i ....pozwoliły nam pospać do 7:30! Święto lasu! były wspólne posiłki, wspólny spacer - dzięki którym jestem naładowana pozytywną, ciepłą energią! 
Oficjalnie przyznam, że okropecznie kocham swojego męża, swoje dziewczynki i nawet te przebrzydłe koty... ;-)

"Gdybyśmy postawili pośrodku pokoju trzyletnie dziecko i zaczęli na nie krzyczeć, wymyślać mu, że jest głupie,że nigdy niczego nie potrafi zrobić dobrze, że powinno to zrobić tak, a nie inaczej,gdybyśmy kazali mu przyjrzeć się, jaki zrobiło bałagan,a przy tym jeszcze uderzyli je kilkakrotnie, zobaczylibyśmy, że to wszystko zakończyłoby się albo przerażeniem dziecka, które ulegle siądzie w kącie, albo jego agresją.
Dziecko wybierze jedno z tych dwóch zachowań, my zaś nigdy nie poznamy jego możliwości.
Jeśli temu samemu dziecku powiemy, że je bardzo kochamy,że bardzo nam na nim zależy, że kochamy je takim, jakie ono jest,kochamy za jego uśmiech i mądrość, za jego zachowanie, że nie mamy mu za złe błędów,które popełnia w treakcie nauki i że bez względu na wszytko będziemy dla niego oparciem – okaże się, że możliwości, jaki to dziecko zaprezentuje,przyprawią nas o zawrót głowy.
W każdym z nas tkwi takie trzyletnie dziecko i większość swojego czasu tracimy na karcenie tego dziecka w sobie. A potem dziwimy się, że nie układa nam się w życiu."
Louise L. Hay "Możesz uzdrowić swoje życie"


A tak a propos dziecka w nas, która z Was napisała już list do Św.Mikołaja? :-)


Ściskam cieplutko! 

PS. 48 min meczu MAN UTD vs. NORWICH - mój mąż przestał mrugać z tego zapatrzenia, wątpię też aby oddychał, moje myszki śpią - idę się kąpać ;-) 

poniedziałek, 22 października 2012

piątek, 19 października 2012

Mojego szlafrokowego L4 ciąg dalszy...jednak mieszkanie błyszczy, i to wcale nie za sprawą "Perfekcyjnej Pani Domu" i jej niezadowolonego wyrazu twarzy, gdy patrzy na bałagan - mną w tych momentach nie targają wyrzuty sumienia a jedynie ironiczny uśmiech :)

Wyrzut sumienia narodził się po odpaleniu komputera i widoku tych wszystkich polskich i zagraniczych celebrytek....Moje wyobrażenie piękna uległo całkowitemu zderzeniu z tym co serwują nam media. 

Natasha Walter: "Coraz trudniej kobietom z niższych klas wyrwać się z tego zaklętego kręgu. Istnieją tak mocne bariery społeczne, że jedyną drogą do sukcesu dla tych kobiet okazuje się samoopalacz, sztuczne paznokcie, sztuczne włosy i wreszcie sztuczne piersi."

Cholera! przecież to totalna prawda. Co z tego, że mówią nam: "liczy się wnętrze", "najważniejsze jest naturalne piękno", jak za chwilę każdy (bo skoro nam to ciągle pokazują to znaczy, że ludzie chcą to oglądać) portal, program telewizyjny czy gazeta pokazują nam Panie, które zamiast naturalnego piękna spędziły godziny nad podrasowanie tego co natura dała.

Żeby tego było mało poza wyglądem poznajemy ich całe życie prywatne w tym erotyczne. Okazuje się, że obecnie na topie jest być biseksualną. Co z tego, że mam męża, chłopaka, partnera - skoro nigdy w życiu nie spałam z kobietą.
Co z tego, że nie mam małych piersi, skoro do wymiarów porządanych przez tłumy są sylikonowe piersi, które po "wyjęciu" (tak! to trafne określenie) ze stanika wyglądają jak dwie pomarańcze w siatkach?! 
Okazuje się, że plastik zalewa nas nie tylko z Chin czy Tajwanu. Że serwują go nam na każdym kroku w postaci nienaturalnych tworów nasi rodacy!

Kochane naturalne Kobiety! Bez sztucznych włosów, rzęs, paznokci czy piersi. Jesteście najpiękniejsze na świecie! nie zmieniajcie tego! a jeśli już musicie pamiętajcie o złotej zasadzie minimalizmu! bo co za dużo....to nawet świnia nie zje.

Ściskam,
Adamiakowa.

czwartek, 18 października 2012

Dalajlama zapytany o to, co najbardziej zadziwia go w ludzkości odpowiedział: Człowiek, ponieważ poświęca swoje zdrowie by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca swoje pieniądze by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości. W rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości. Żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera tak na prawdę nie żyjąc.


Bez względu na to w jakiego Boga wierzymy, do kogo kierujemy swoje prośby lub ku czemu spoglądamy w chwilach smutku, są takie prawdy uniwersalne, tak prawdziwe, że czasem zakrawają na banał - stukamy się wtedy w serce i dziwimy dlaczego sami na to nie wpadliśmy....a tymczasem wystarczy tylko żyć - tu i teraz!

Ściśkam!

"Najbardziej w życiu to mi wyszły włosy"

10:54 ja w szlafroku...dziewczyny zakatarzone, mieszkanie wygląda jakby przeszło przez nie tornado...i koty, które błagalnym wzrokiem patrzą gdzie się schować...

Żeby to widziała "Perfekcyjna Pani Domu". Na szczęście nie widzi. Krzywo zawiązanego paska w szlafroku, leżącego na podłodze Jana Brzechwy ze "Skarżypytą" na pierwszym planie, stoliczka edukacyjnego na którym śpi kot....Matko Bosko!
Nic czekamy na męża, który brodząc przez dziecięce zabawki przytuli i powie "Jak Ci minął dzień?" - jakby wygląd mieszkania nie mówił sam za siebie :)

.... Nic, wezmę się za wszystko jutro! Cztery dni wolnego w końcu dają mi jakieś prawo leniwego bimbania!

całuję, rozczochrana Adamiakowa!

poniedziałek, 23 lipca 2012


'' Niech wszechświat zatrzyma się
Na parę maleńkich chwil
Poznamy się jeszcze raz
Bogatsi o to co dziś już wiemy

Łączy nas wiele spraw
Jeszcze więcej dzieli
Być blisko siebie i wciąż
Nie tak jak byśmy chcieli
Dziś kręcimy się jak w karuzeli ''


Dziś nic mojego....jestem zła na mojego męża i jakoś nie mam głowy do pisania....dlaczego tak jest, że dwoje ludzi, których łączą tak mocne uczucia, czasem nie potrafią się dogadać?

niedziela, 22 lipca 2012

W życiu nie ma ta­kiej chwi­li, abyśmy nie mieli wszys­tkiego, co pot­rzeb­ne, aby czuć się szczęśli­wymi. Po­myśl o tym przez mi­nutę [...]. Jeśli jes­teś nie­szczęśli­wy, to dla­tego, że cały czas myślisz raczej o tym, cze­go nie masz, za­miast kon­cen­tro­wać się na tym, co masz w da­nej chwili. 
Anthony de Mello


:)


moja porcja szczęścia na dziś :)

czwartek, 19 lipca 2012

- Kochanie, jesteś na mnie o coś zła?
- NIE!
- Kochanie, jesteś na mnie o coś zła?
- NIE!
- To daj buziaka!
- Niech da Ci buziaka ta z którą wczoraj rozmawiałeś w pracy!!!!!!


Cóż, w moim ciele poza mną, mieszka jeszcze pewne małe włochate stworzonko, nie widać jego oczu, tylko małe, wstrętne usta, które lubią szeptać mi do ucha. To zazdrościuch. Czasami śpi, niestety w chwilach przebudzenia bywa bardzo męczący. Co tu dużo ukrywać, to przez niego jestem zazdrośnicą. Staram się go temperować. Założyłam mu ostatnio nawet kaganiec....ale czasami udaje mu się go poluzować, a wtedy następują takie momenty jak ten powyżej. Dzięki Bogu, póki co mój mąż jest bardzo tolerancyjny i stara się udomowić mojego zazdrościucha. 


Ściskam Was cieplutko! z chwilowo słonecznego Wrocławia :)

środa, 18 lipca 2012

"Wiesz co jest naj­większą tra­gedią te­go świata? Ludzie, którzy nig­dy nie od­kry­li, co nap­rawdę chcą ro­bić i do cze­go mają zdol­ności. Sy­nowie, którzy zos­tają ko­wala­mi, bo ich oj­co­wie by­li ko­wala­mi. Ludzie, którzy mog­li­by fan­tastycznie grać na fle­cie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żad­ne­go in­stru­men­tu mu­zyczne­go, więc zos­tają oracza­mi. Ludzie ob­darze­ni ta­len­tem, które­go nig­dy nie poz­nają. A może na­wet nie rodzą się w cza­sie, w którym mog­li­by go od­kryć." Terry Pratchett

Czasami bardzo ciężko jest podążać nam za marzeniami. Jedno zdarzenie - i bum! - rzeczywistość uderza w nas z impetem i rozbija marzenia na drobne szkiełka. Czasami mam wrażenie, że tylko romantyczni bohaterowie wypacykowanych pisarzy rzucają wszystko i realizują swoje nawet najbardziej szalone pomysły...
Pomyślcie same ile jest w nas potencjału, którego może same nigdy nie odkryjemy, ile miejsc, których nigdy na żywo nie zobaczymy. 
Staram się z całych sił żyć pełnią życia, łapać każdy dzień, zbierać chwile. Nie zawsze się udaje, czasem muszę przystanąć. Oglądam się wtedy wstecz i robię rachunek - to mam - a to jeszcze chcę. I idę dalej do przodu. Tylko, że...no właśnie co? Wtedy jak grom spadają na mnie inni ludzie, ich sprawy. Leżąc w szpitalu i czekając na poród poznałam dziewczynę. Szczęśliwa, czeka na swojego upragnionego synka. Badania USG w szpitalu - rujnują wszystko - dziecko ma mnóstwo wad wrodzonych i chorób - lekarz do którego chodziła prywatnie to "..." (tu musicie same sobie dopowiedzieć, ja widząc ból tej dziewczyny, nie potrafię dobrać słów). Po kilku miesiącach dowiaduję się, że jej dziecko przeżyło miesiąc. Dramat jednostki, osoby, której marzenie się nie spełniło, która zamiast szczęścia otrzymała dużo bólu i smutku. 

Pomimo tego, wiem, że musicie dążyć do spełnienia swoich marzeń. Łapać szczęście za ogon i krzyczeć "chodź tu!". Nie bójcie się swoich pragnień, nawet jeśli nie wiecie co przyniosą. Nie pozwólcie żałować na starość, że nie próbowałyście. Bierność to najgorszy doradca. Działajcie.

I cieszcie się wszystkim! Nawet najdrobniejsze sukcesy to Wasze zdobyte szczęście!

P.S. przepraszam za ten pesymizm, ale dopadł mnie jakiś bezsens - jestem osobą "pogodo-humorzastą" - a te ciągłe deszcze nie napawają pozytywną energią. O ile piękniej byłoby mieć cały czas wiosnę w sercu....Czy Wasze głowy też czasem dopadają takie czarne chmury...?


wtorek, 19 czerwca 2012

Damą być?!

"Tak bym chciała damą być,
ach, damą być, ach, damą być
l na wyspach bananowych
bananówkę pić.
O ho ho ho ho !"

Ela, przyjaciółka, dwa lata temu wyszła za mąż. Jak sama mówi wcale nie z miłości. Męża ma starszego o ładnych parę lat, a ciągle ogląda się za młodszymi. Zapytana "więc cholera! dlaczego on?" odpowiada: "a co mi da młodszy? teraz mam domek pod miastem, własny samochód i kilka razy w roku jedziemy do rodziny na Kanary". Ma super ciuchy, kosmetyki, torebki i drogą biżuterię! jednym słowem dama....

"Tak chciałabym, tak umiałabym
powiewną być niby dym.
Królewną być, złote kwiatki rwać,
i trenować nowe miny, i przed lustrem stać."

Anka, piękność dnia! Długie ciemne włosy, brwi narysowane jak węgielkiem, ciemna karnacja. Spotykała się z Wojtkiem. Zakochana po uszy. Stroiła się dla niego, ćwiczyła, chodziła do kosmetyczki i wklepywała różne cudeńka, żeby jeszcze bardziej kwitnąć dla niego! Miłość tak jak oślepiła, że nie zauważyła, iż Wojtek w tym czasie układał sobie nowy związek z Małgorzatą - szarą myszką, która potrafiła lepić pierogi!

"Tak bym chciała damą być,
ach, damą być, ach, damą być
l na wyspach bananowych
dyrdymały śnić."

Mieszkali ze sobą 5 lat, Michał nawet nie zauważył jak się od niego oddaliła. Codziennie świeże bułeczki, przygotowywane codziennie do tej samej pracy w której pracowali oboje. Jego wspólne plany na przyszłość, jego pomysł na wakacje, jego oświadczyny. W tym wszystkim próbując odgadnąć jej pragnienia, nie zauważył, że ona ma inną wizję życia. Życia bez niego. Odchodziła 5 razy w miesiącu. Mówiła, że go nie kocha, że nie chce z nim być. Michał słuchał, ale nie wierzył. Nie wierzył nawet gdy pakował walizkę i wyprowadzał się do kumpli. Dopiero, gdy wrócił po resztę rzeczy i na łóżku znalazł piżamę ich wspólnego znajomego - uwierzył....

"Nie mam serca do pilności,
do piękności, do świętości,
to zbyt wyszukany stan!"

Po kilku latach związku i po roku ślubu, postanowili mieć dziecko! Udało się! pojawił się wymarzony syn, a z nim masa dodatkowych kilogramów i gruby brzuszek. Dotychczas kochający mąż, zaczął dokuczać, naśmiewać się, wyzywać "żartobliwie" od grubej! (jak można wyzywać żartobliwie?! dla mnie te słowa się wykluczają! i do tego publicznie!). Ona robiła dobrą minę do złej gry. A jego to tylko jeszcze bardziej pobudzało do złośliwości. Doradzam jej żeby go zostawiła! nie lubię chamstwa!

"Damą być, ach, c'est si bon,
ach, c'est si bon, ach, c'est si bon,
tylko gdzie te, gdzie te damy,
gdzie te damy są?"

a ja? czasem z rozmazanymi oczami (używam tylko tuszu i kajalu do kresek - ale jazda na rowerze do pracy robi swoje), często z rozwichrzonymi włosami (jak wyżej) wiem tylko tyle, że drobinki piasku z czasem zamieniają się w kamienie i pewnych rzeczy nie zmienimy, choćbyśmy miały upór osła...Nie musimy być damami - jedyne co musimy - bo inaczej nie warte to wszystko - to być szczęśliwe!!!

Ściskam Was bardzo mocno!

niedziela, 17 czerwca 2012

Proste?

"Jaka jest podstawowa różnica między psem a kotem? Pies rozumuje tak: "Karmią mnie, opiekują się mną, kochają mnie, muszą być bogami". Kot zaś tak: "Karmią mnie, opiekują się mną, kochają mnie, więc jestem bogiem". 

Autor anonimowy




Ja: komputer
Kot: jak widać na załączonym zdjęciu
Mąż: ślepo zapatrzony w migający ekran - trzymając się za głowę
Życie jest proste na tyle na ile sami je takim uczynimy :)

"Futbolowa wdowa" :)

Gdy po raz pierwszy usłyszałam to stwierdzenie pomyślałam - "wariactwo". Ktoś sobie wymyślił kolejny slogan i teraz będzie na tym trzepał niezłą kasiorę! kolejna pomysłowa osoba podłączyła się pod Euro2012 i chce płynąć z prądem...
Tym większe było moje zdziwienie kiedy - o zgrozo! - okazało się, że ja jestem futbolową wdową na 100% i podpisaną dwiema rękoma! Mój mąż już przed Euro zapowiadał, że zamierza obejrzeć wszystkie mecze, choćby w tym samym czasie gdzie indziej transmitowano lądowanie UFO we Wrocławiu! niech się wali, niech się pali, mecz musi być. Myślałam "dobrze" i jako przykładna żona chciałam wspierać go w realizacji swoich zainteresowań. Starałam się, angażowałam w każde podanie piłki, próbowałam nauczyć się nazwisk na pamięć i co się okazało?! - "Czy Ty kobieto musisz mieć tyle pytań?", "Ile razy mam Ci powtarzać co to jest spalony", "Cicho bądź, bo mnie rozpraszasz". No to sru! Drzwi od sypialni i foch. Tylko, że wyłącznie ja i kot wiedzieliśmy, że się pogniewałam...a jaki sens jest się gniewać na męża, gdy ten nawet tego nie zauważył? Skoro obrażanie się minęło się z celem, to żeby nie psuć sobie zdrowia i urody postanowiłam przejść nad tym do porządku dziennego. Wykorzystałam ten czas dla siebie - na jazdę na rowerze, nadrabianie zaległości w nowościach książkowych (nowościach dla mnie - bo książkowo byłam z powodu dzieci wyłączona z życia przez jakieś 2 lata), na długie kąpiele przy świecach!
I o ile ja na tym skorzystałam o tyle u męża z wiadomych (wczorajszych, przegranych) względów doszło do pogorszenia samopoczucia! powiem Wam, że mimo tego, że niby oczekujemy delikatności po facetach!, nie ma nic gorszego niż prawie beczący chłop z powodu jakiegoś gola.
Nie rozumiem tych wszystkich feministek, które próbowały zbojkotować Euro - dla mnie to czas "wakacji" od męża :)

P.S. z powodu porażki Polaków, mój mąż i jego przyjaciele dziś zorganizowali sobie własne "Euro" - z zaciętymi minami wyszli na boisko odbijać sobie wszystkie nieudane akcje naszej reprezentacji.

Koko, koko - idę gotować rosół dla ekipy! spoko!