Gdy po raz pierwszy usłyszałam to stwierdzenie pomyślałam - "wariactwo". Ktoś sobie wymyślił kolejny slogan i teraz będzie na tym trzepał niezłą kasiorę! kolejna pomysłowa osoba podłączyła się pod Euro2012 i chce płynąć z prądem...
Tym większe było moje zdziwienie kiedy - o zgrozo! - okazało się, że ja jestem futbolową wdową na 100% i podpisaną dwiema rękoma! Mój mąż już przed Euro zapowiadał, że zamierza obejrzeć wszystkie mecze, choćby w tym samym czasie gdzie indziej transmitowano lądowanie UFO we Wrocławiu! niech się wali, niech się pali, mecz musi być. Myślałam "dobrze" i jako przykładna żona chciałam wspierać go w realizacji swoich zainteresowań. Starałam się, angażowałam w każde podanie piłki, próbowałam nauczyć się nazwisk na pamięć i co się okazało?! - "Czy Ty kobieto musisz mieć tyle pytań?", "Ile razy mam Ci powtarzać co to jest spalony", "Cicho bądź, bo mnie rozpraszasz". No to sru! Drzwi od sypialni i foch. Tylko, że wyłącznie ja i kot wiedzieliśmy, że się pogniewałam...a jaki sens jest się gniewać na męża, gdy ten nawet tego nie zauważył? Skoro obrażanie się minęło się z celem, to żeby nie psuć sobie zdrowia i urody postanowiłam przejść nad tym do porządku dziennego. Wykorzystałam ten czas dla siebie - na jazdę na rowerze, nadrabianie zaległości w nowościach książkowych (nowościach dla mnie - bo książkowo byłam z powodu dzieci wyłączona z życia przez jakieś 2 lata), na długie kąpiele przy świecach!
I o ile ja na tym skorzystałam o tyle u męża z wiadomych (wczorajszych, przegranych) względów doszło do pogorszenia samopoczucia! powiem Wam, że mimo tego, że niby oczekujemy delikatności po facetach!, nie ma nic gorszego niż prawie beczący chłop z powodu jakiegoś gola.
Nie rozumiem tych wszystkich feministek, które próbowały zbojkotować Euro - dla mnie to czas "wakacji" od męża :)
P.S. z powodu porażki Polaków, mój mąż i jego przyjaciele dziś zorganizowali sobie własne "Euro" - z zaciętymi minami wyszli na boisko odbijać sobie wszystkie nieudane akcje naszej reprezentacji.
Koko, koko - idę gotować rosół dla ekipy! spoko!
Też znam to "wdowieństwo" :)
OdpowiedzUsuńI mnie to dotknęło, ale nie ma tego złego... - przynajmniej mam wtedy święty spokój, nie licząc rzadkich dzikich wrzasków mojego męża, które potrafią przyprawić o zawał serca ;)
OdpowiedzUsuńpodpisuję się pod Twoją wypowiedzią :)
UsuńDziekuje za odwiedzinki.... fajny blog .
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie piszesz. Gdyby wszyscy lubili to samo to świat byłby nudny :) I pisze to osoba, która uwielbia piłkę nożną, bo dla mnie ten sport to całe życie, hehe :) Pozdrawiam!
Dziękuję za miłe słowa :) spokojnego wieczoru :)
UsuńJeżeli znajdziesz rękawicę Loofah w kosmetycznym, napisz mi proszę ;) Jak dotąd widziałam je tylko w internecie i tylko tu mogę dostać te gąbki.
OdpowiedzUsuńOdezwę się na pewno! :)
Usuńfajna jest sowa kawowa bardzo mi sie podoba pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzapowiada się bardzo ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńteż nie rozumiem tych rozkrzyczanych feministek, ja dla mnie to fajnie, mam dwie godziny ciszy (ok prawie) i moge zająć się sobie, czyli moje domowe spa :) niech żyje EURO
OdpowiedzUsuń